Hej długo mnie nie było, niewiele się zmieniło. Wszystkie zmartwienia to nicość pomagają budować przyszłość.
Super jest mieć starsze rodzeństwo, tym bardziej jeżeli nadajecie na tych samych częstotliwościach. Mój brat nauczył mnie wielu rzeczy, dzielimy wiele zainteresowań i pasji, nie wyobrażam sobie życia bez niego. To może smutne, ale to jedyna osoba na świecie, którą uważam za rodzinę. Wielkie dzięki bracie za wszystko, szczególnie za to jakiej muzyki słucham dziś.
Staram się być jak najbardziej otwartą osobą, dostrzegać we wszystkim całą paletę barw. Rozmawiając przykładowo z kimś o problemach w związku/ przyjaźni/ rodzinnych, wchodzę w rolę obu stron konfliktu i staram się rozumieć ich wady/ zalety błędy. Staram się akceptować inność, bo sam tego "wymagam" od ludzi/ świata, chciałbym tylko jeszcze kęsa tej wolności, wolności w byciu sobą. Jaki świat byłby lepszy jeśli każdy bez najmniejszej krępacji ubierał to co chce, mówił co chce (najważniejsze w tym wszystkim jest to aby nie ranić innych). Sam bym chodził sobie w kapciach i szlafroku do sklepu codziennie, zrobił sobie tatuaże na twarzy, malował włosy na różne kolory i bawił się swoim ciałem, wyglądem. To tylko ciało, świątynia duszy (a że jestem szalony to co mogę zrobić). Wiadomo zdarza mi się narzekać na ludzi, oooo to sebek z ulicy patusiarz, ale błagam kochajmy się, wspierajmy, bądźmy otwarci. Nie jesteśmy równi na starcie, zapewne rodzimy się niewinni i tak dalej, ale nasze szanse są nierówne (to miałem na myśli). Powinienem akceptować to, że np. musiał kraść żeby mieć za co jeść bo rodzice byli alkoholikami, wychował się na bloku, słucha takiej muzyki, robi to co wylało na niego otoczenie, a kim jesteśmy jak nie fikuśną gąbeczką. Stąd w głównej mierze tyle łez jest we mnie. Ciężko żyć będąc sobą, myśląc. Chciałbym czasami odłożyć na bok te wszelkie myśli, fobie społeczne, lęki i po prostu żyć sobie zgodnie z przetartymi schematami, ale ja tak nie chcę dlatego muszę cierpieć. W sumie to nie muszę, trochę ze mnie Harry Haller, ciąglę szukam Herminy, ciągle je (wiele jej fragmentów) znajduje, dostaje lekcje i uciekają. Wszystkie te bóle, przykrości, spowodowane stratą, są w sumie piękne, powinniśmy śmiać się z nieszczęścia, wilczy humor. To pomaga budować przyszłość. Poznałem w przeciągu zaledwie trzech miesięcy trzy wyjątkowe dziewczyny. Jestem jakiś sceptyczny co do ludzi, mimo że potrafię dużo mówić ( i pisać jak widać) to nie czuję się przeważnie komfortowo. Wiele słów rzucam na wiatr, ale wyjątkowy człowiek to ktoś naprawdę wyjątkowy. Poznałem wiele przedstawicielek płci przeciwnej, piękne, mądre, zabawne, od każdej można było się czegoś nauczyć i dziękuje im wszystkim za to, że są. Ale ów wyjątkowe dziewczyny o których napomniałem były/ są kimś więcej. O! Właśnie mój problem z relacjami miedzyludzkimi jest ogólnie ogromny, tym bardziej jeśli chodzi o kobiety. Nie tkwi on w rozmowie, bo mogę mówić godzinami. Przeważnie poznaje kogoś mniej inteligentnego ode mnie, kogoś z zupełnie innego świata, z innymi zainteresowaniami, nie mówię że to jakiś gorszy gatunek, w wielu kwestiach są ode mnie lepsi w wielu gorsi. Z takimi osobami mogę napić się piwa, zapalić, pójść na spacer jeden drugi i tu kończy się znajomość bo nudzę się. Szukam w ludziach tajemnicy, chcę ich odkrywać "rozbierać", zobaczyć ich umysł, osobowość. Kocham takich ludzi, których ciężko zrozumieć, są inteligentni, rozwinięci emocjonalnie mimo, że często to chowają. W większości przypadków są to osoby, które zostały w jakiś sposób skrzywdzone, czy to przez przemoc/gwałt/brak rodzica czy inne przykre wydarzenia. To uczyniło ich może i troszkę dziwakami, skrzywionymi przedstawicielami naszej rasy, aczkolwiek kocham to, kocham takie osoby. Kocham w ogóle piękno brzydoty. Problem pojawia się w tym, że przy nich zazwyczaj czuję się głupi. Z jednej strony przez to, że chciałbym być dobry, zatrzymać je przy sobie (nie chodzi tu o miłość bo często jesteśmy tacy lost in translation) a z drugiej, że czuję się oceniany, staram się dobierać słowa inaczej niż przy pozostałych ludziach, aczolwiek zaczyna mi głowie skakać małpka i bić talerzami, że co to jakiś cyrk? Chciałbym być wielkim człowiekiem, czasami czuję się jakimś dzieckiem indygo, z misją zbawienia świata, pogodzenia ludzi. Muszę mimo ten szmaty prokrastynacji i lenistwa brnąć do przodu i sprawić, że będę lepszą wersją siebie, taką która nie będzie psuć relacji z ludźmi których kocha. Bo na tych których nie kochasz (nie bójmy się używać tego słowa, kochać można człowieka bez pożądania, za same jego gesty, słowa, wzrok) szkoda czasu serio. Miałem napisać jeszcze wiele rzeczy, miał być to post o muzyce związany ze śmiercią xxxtentacion'a, ale o tym następnym razem bo i tak jeśli ktokolwiek to czyta to pewnie usnął.
Mój blog to moje myśli, ja jestem chyba troszkę szalony. Wszystko tutaj będzie się wykluczało. Będzie dużo chaosu. Nie będę przepraszał, bo troszkę jednak kocham to skrzywienie.
xoxo/ piszedlasiebie.
nowy wspaniały świat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz